PATRIOCI CZY NAJEMNICY DRUŻYNA KSIĄŻĘCA

Drużyny książęce za czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego były niezwykle powszechne w Europie. Nie dziwnym jest więc fakt, że również i Mieszko I miał swoją drużynę. Skąd brali się rycerze, którzy służyli ojczyźnie? Kto ich opłacał? Ile żołnierzy liczyło takie wojsko? Przekonajcie się...

OBRONA KRAJU I NIE TYLKO...
Wojowie, którzy służyli pod Mieszkiem pierwszym, zwani powszechnie byli drużyną Mieszka I. Nie oznacza to jednak, że podążali cały czas za władcą, niczym rycerze króla Artura. Drużyna w tamtych czasach była w pewnym sensie odpowiednikiem dzisiejszego wojska. No może nieco gorzej zorganizowaną, ale jednak...
Trzon drużyny powstał już na przestrzeni panowania poprzedników Mieszka, byli to najdzielniejsi wojowie z poszczególnych plemion, czasem wybierani przez władcę, czasem sami dołączali, nieważne czy dla dobra ojczyzny, czy dla zysku, w tamtych czasach na liczebność chętnych raczej nikt nie narzekał.
Pierwsze wzmianki o tym ile wojska posiadał Mieszko I, spotkać można w Księdze Dróg i Królestw, zamieszczona jest tam relacja kronikarza Ibrahima ibn Jakuba, który szacuje liczbę wojów polskich na 3000 mężczyzn. Liczba ta nie ma niestety potwierdzenia w innych źródłach, jednego jednak możemy być pewni – jeśli ta liczba się nie zgadza, to jest za mała. Jak już wcześniej wspomniałem, chętnych nie brakowało. Dlaczego? Głównie dlatego, że czasy Mieszka, to czasy ekspansji, a więc i wielkich zdobyczy – terytorialnych, ale także i materialnych. Wielu skuszonych wizją wzbogacenia się ruszało w wyprawę swojego życia u boku polskiego władcy, by potem zająć wygodne stanowisko w którejś z osad na murach czy też w koszarach.
Sytuacja zmienia się jednak pod przejęciu władzy przez Bolesława Chrobrego, mocne, obszerne terytorialne państwo nie może już sobie pozwolić na większe zdobycze, wręcz przeciwnie w obliczu zagrożeń za równo ze wschodu i zachodu, drużyna potrzebna jest, by bronić ludu i ziemi. Wizja ta wymaga poświęceń, głównie od mieszkańców w postaci daniny na wojsko. Za czasów syna Mieszka, drużyna była utrzymywana przez ludność, a czasy polityki ekspansywnej były u zmierzchu. Bolesław jednak nie zamierzał poprzestawać w rozszerzaniu państwa, tak było również z wojskiem.
Kolejne zapiski, tym razem znajdujące się w kronice Galla Anonima w mniej lub bardziej szczegółowy sposób opisują ilość wojsk Bolesława. Kronikarz wspomina o liczącej 13 000 tarczowników i 3900 pancernych armii, dodaje jednak, że bierze pod uwagę wojów tylko z co większych osad, aby „[...] oszczędzić żmudnego wyliczania”. Tak jak i w poprzednim przypadku, tak i teraz należy domniemywać, że wojsko to liczyło znacznie więcej wojów...

WIKINGOWIE W DRUŻYNIE
W teorii o „dagome iudex”, która pozostaje w sferze mitów, mowa jest o skandywaskich korzeniach Mieszka I, mit ten został już na blogu obalony. Jednak, jak w każdej legendzie i tutaj jest ziarnko prawdy. Niezaprzeczalnym jest fakt, że skandynawscy najemnicy rzeczywiście przebywali na terenach ziem Polskich, a wielu z nich szukając pracy, postanowiło dołączyć do drużyny Mieszka. Ich synowie i wnukowie służyli w drużynie kolejnych władców, aż do czasów Kazimierza Odnowiciela...
Wraz z rozwojem feudalizmu rola drużyny w Polsce zaczęła drastycznie maleć, wojów mianowano rycerzami, nadając im lenno, w postaci ziemi, a dziedzictwo naszych przodków zostało wyparte nowym systemem.

PIĘKNO DRUŻYNY
Mimo tego, że drużyna nie była jak „rycerze króla Artura”, to jednak ta nazwa wzbudza w nas poczucie nie wojska, a raczej jedności, coś na wzór rycerstwa, gdzie przynależność do niej, łączyła poszczególnych członków, nieważne czy stacjonowali zaraz u boku władcy, czy na granicach państwa, w chwili kryzysu tak jak i dziś potrafili się łączyć i bronić naszych przodków. Jedni dla pieniędzy, inni jako pierwsi patrioci.